„Adwent jest czasem radosnego oczekiwania na przyjście Pana”. To zdanie w najbliższych tygodniach z pewnością większość z nas usłyszy mnóstwo razy. Zdanie w zasadzie prawdziwe, jeśli rozumieć je jako swego rodzaju definicję okresu liturgicznego, który się rozpoczyna. Równocześnie jednak zdanie bardzo często fałszywie lub bez przekonania brzmiące w ustach tych, którzy je wypowiadają. Cóż ono właściwie znaczy?
Żeby dobrze przeżyć Adwent, powinienem przede wszystkim naprawdę zrozumieć, czym ten czas jest i czym może być dla mnie. Zrozumieć nie tylko intelektem, lecz całym sobą. Wziąć sobie do serca. Dlatego trochę teorii na początek, a następnie kilka sugestii praktycznych.
Łacińskie słowo adventus oznaczało pierwotnie oficjalne wprowadzenie władcy do pałacu i objęcie przez niego urzędu, albo też wprowadzenie posągu bóstwa do świątyni. Wulgata używa tego słowa na określenie przyjścia Chrystusa. Zarówno pierwszego przyjścia – w ludzkim ciele, jak też ostatniego – na końcu czasów. „Adwent” rozpoczął się z chwilą opuszczenia raju przez pierwszych rodziców. Od tej chwili dzieje człowieka są naznaczone oczekiwaniem na powrót do utraconej szczęśliwości. „Adwentem” było oczekiwanie Izraelitów na Mesjasza zapowiadanego przez proroków, który miał zapewnić narodowi wybranemu wolność i pokój.
Adwent jest niezwykle ważnym czasem dla każdego chrześcijanina, gdyż przypomina o ostatecznym celu, ku któremu zmierza nasze życie. Adwent to dla nas czas przyjścia Jezusa Chrystusa i wprowadzenia Go do naszych spraw, nad którymi chcemy powierzyć Mu władzę. Nie powinniśmy tego czasu traktować jedynie jako przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia, chodzi w nim bowiem o coś więcej. Chodzi o to, by otworzyć nasze serca przed Chrystusem, poznać Go lepiej i zaangażować się w pełnienie Jego woli. A najpierw tę wolę lepiej poznać.
Jest to zarazem okres otwierający nowy rok liturgiczny, w którym będziemy uczestniczyć w tajemnicach narodzin, życia, nauczania, męki i śmierci oraz zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Adwent jest pierwszym krokiem wprowadzającym nas w te zbawcze wydarzenia. Od tego, jak przeżyjemy czas Adwentu, zależy w dużej mierze jakość naszego przeżywania całego roku liturgicznego.
Jeśli szukamy pomysłu na osobiste inicjatywy adwentowe, to warte uwagi będą wszelkie te działania, które mają na celu zrobienie miejsca Bogu w codziennym życiu.
Dzisiaj szczególnym wyzwaniem jest ograniczenie hałasu. Żyjemy ogarnięci hałasem, zarówno tym dosłownym, możliwym do zmierzenia w decybelach, jak też hałasem rozumianym jako nadmiar informacji, nadmiar spraw nieistotnych, którymi się zajmujemy zupełnie niepotrzebnie. Istnieje oprócz tego „hałas” wizualny, czyli nadmiar bodźców wzrokowych, ciągle zmieniających się obrazów, agresywnych reklam, ogłupiającego światła ekranów telewizyjnych i komputerowych. Hałas naszych rozmów, gadulstwo i związane z nim konkretne grzechy, jak oszczerstwo, obmowa, kpina z bliźniego, z autorytetów, z rzeczy świętych. Uporządkowanie tej sfery jest absolutnie niezbędne, by móc wejść w klimat modlitwy i zamyślenia nad słowem Bożym, a więc zrobić miejsce Bogu w swoim życiu.
Kolejnym wyzwaniem naszych czasów jest zaprzestanie pośpiechu. Chodzi oczywiście o pośpiech nieuzasadniony, bezcelowy, nie wynikający z obiektywnej konieczności, lecz z niecierpliwości i złego korzystania z danego nam czasu. O pośpiech, który jest przyczyną bylejakości w tym, co robimy. Konieczne będzie nałożenie na siebie określonej dyscypliny związanej z wykonywaniem codziennych obowiązków o właściwej dla nich porze. Unikanie marnowania czasu i wszelkich form próżniactwa, a jednocześnie zadbanie o dobry, racjonalny odpoczynek. I jeszcze jedno. Trzeba wreszcie naprawdę uwierzyć w to, że poświęcenie na modlitwę kilku minut rano i kilku minut wieczorem nie sparaliżuje naszej aktywności, nie uniemożliwi nam realizacji codziennych obowiązków, lecz przeciwnie – pomoże podnieść codzienne życie na nieco wyższy poziom i odkryć jego duchową, a nie tylko materialną, wartość.
Miejsce dla Boga możemy poszerzyć również dzięki ograniczeniu nieuporządkowanych form konsumpcji. Zrobienie porządku w szafie z ubraniami albo na półce z kosmetykami nie po to, by zapełnić je nowo kupionymi rzeczami, lecz żeby po prostu żyć skromniej. Nie generować coraz to nowych planów zakupowych, lecz cieszyć się tym, co mamy. Zaoszczędzone pieniądze można będzie z pewnością wykorzystać na bardziej szlachetne i pożyteczne cele, a może wesprzeć nimi bliźniego w potrzebie.
Adwent uczy, że wyrzeczenia, z natury rzeczy wiążące się z pewnym trudem, można podejmować z radością w sercu. Sugerowanie, jakoby radosny charakter adwentowego oczekiwania oznaczał, iż nie potrzebujemy w tym okresie liturgicznym zawracać sobie głowy żadnymi wyrzeczeniami, jest wielkim nieporozumieniem. Przeciwnie – „siłą” adwentowej radości jest jej zdolność motywowania nas do podjęcia wyrzeczeń. Innymi słowy, im większa i bardziej autentyczna radość w sercu, tym chętniej podejmowane i gorliwiej wypełniane wyrzeczenia. Nie są one celem same dla siebie, lecz pomagają w dążeniu do celu, na którym nam zależy.
Adwent jest czasem prostowania ścieżek. Muszę powiedzieć, że spośród adwentowych metafor ta właśnie najbardziej do mnie przemawia – prostowanie dróg, prostowanie życia. Jest tyle rzeczy do wyprostowania w moim życiu. I oto mam za sobą stary, a przed sobą nowy rok. Wiem, jakie błędy popełniłem dotychczas. Wiem, co było moją główną słabością i największym niedomaganiem. Jestem bogatszy o to doświadczenie, przemyślane podczas rachunków sumienia i na modlitwie. Teraz chciałbym naprawić, ile się da. Chciałbym jeszcze raz spróbować zmierzyć się z wyzwaniami, które przegrałem lub których nie podjąłem z tchórzostwa, z lenistwa, z zaniedbania.
Postanowienia adwentowe zapisuję sobie na kartce. Z doświadczenia wiem, że tak jest lepiej. Żeby potem nie było, że właściwie to nie postanawiałem, lecz tylko tak sobie myślałem, że byłoby warto się postarać. Nie. Zapisane – postanowione.
Jeszcze jedna uwaga na koniec. Adwent, podobnie jak pozostałe okresy liturgiczne, jest czasem, przez który prowadzi nas liturgia Kościoła i słowo Boże odczytywane w ramach liturgii. Chcąc dobrze przeżyć Adwent, trzeba poddać się działaniu tego słowa. Zacząć go uważniej słuchać, próbować zrozumieć i postarać się odnieść do swojej rzeczywistości dzisiaj. Po prostu wejść głębiej w liturgię.
Warto też zdawać sobie sprawę z wewnętrznej struktury tego okresu. Został on podzielony na dwie części, z których każda kładzie nacisk na coś innego.
Pierwsza część – od pierwszej niedzieli adwentu do dnia 16 grudnia – akcentuje fakt powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa, czyli tak zwany „koniec czasów”. Uświadamiamy sobie wówczas, że całe nasze ziemskie życie jest „adwentem”, czyli oczekiwaniem na ostateczne spełnienie się Bożego planu zbawienia. To także jest „radosne oczekiwanie”. Dla osoby wierzącej „koniec świata” nie powinien być katastrofą, lecz wydarzeniem oczekiwanym z nadzieją. Jest to nadzieja na zbawienie i życie na wieki z Bogiem w chwale nieba.
Druga część – od 17 do 24 grudnia – skupia się na bezpośrednim przygotowaniu do uroczystości Narodzenia Pańskiego, upamiętniającej pierwsze przyjście Jezusa Chrystusa. Liturgia tych dni uczy nas, że droga do nieba została nam otwarta dzięki Jezusowi Chrystusowi i Jego przyjściu na świat w ludzkiej naturze. Chrystus staje odtąd przed nami jako Droga, Prawda i Życie, jako Nauczyciel i Mistrz oraz jako nasz Odkupiciel. Chce, byśmy szli za Nim, korzystając z „narzędzi zbawienia”, które złożył w nasze ręce, powierzając je powołanemu przez siebie Kościołowi.