Świadectwo zmysłów, czyli kilka słów o poezji bożonarodzeniowej

Słuchając kolęd i pastorałek, nieczęsto zastanawiamy się nad fenomenem ich odmienności od innych pieśni religijnych. Na czym polega oryginalny sposób ukazywania rzeczywistości betlejemskiej w poezji bożonarodzeniowej? W czym tkwi tajemnica jej popularności? Czego wreszcie możemy się uczyć od pastorałek?

Nie sposób w kilku słowach dokonać wyczerpującej analizy pastorałki jako gatunku literackiego, gdyż jest to zagadnienie niezwykle szerokie, wymagające przebadania ogromnej ilości tekstów reprezentujących różne odmiany – liryczne i dramatyczne, dialogi, pieśni, szopki, jasełka i wiele innych. Wolę posłużyć się więc ogólniejszym terminem „poezja bożonarodzeniowa”, sygnalizując w ten sposób wspólne źródła symboliki i stylistyki tych utworów.

Cofnijmy się w czasie do przełomu XVI i XVII w., kiedy to wprowadzano w życie postanowienia Soboru Trydenckiego. Dokonywał się wówczas swoisty „przegląd” piśmiennictwa pod kątem jego poprawności religijnej i obyczajowej. Cenzurą objęto przekłady Pisma Świętego, traktaty religijne, kazania, ale także bardziej popularne śpiewniki i modlitewniki. Ze szczególną skrupulatnością usuwano z nich wszelkie ślady tego, co heretyckie (innowiercze), pogańskie (zaczerpnięte z mitologii i literatury antycznej za pośrednictwem renesansowego humanizmu) lub po prostu niemoralne. Ciekawostką niech będzie fakt dotkania – w zapale „cenzorskim” – odzienia Adamowi i Ewie z wawelskich arrasów. Pod wielkim znakiem zapytania została postawiona znaczna część barokowej poezji, w której elementy wybitnie świeckie, z erotycznymi na czele, przeplatały się z opisami przeżyć mistycznych. W historii literatury staropolskiej zwykło się tu mówić o kolizji między poezją metafizyczną, a poezją światowych rozkoszy. Szczególnie łatwo i na trwałe przyjmowały się wśród ludu pieśni i wiersze o tematyce bożonarodzeniowej, których śmiałe nawiązywanie do wzorów ludowych nie spotykało się jednak z przychylnością władz kościelnych. Przyczyny tego braku zaufania mogły być rozmaite.

Po pierwsze, tym co uderza w barokowej poezji bożonarodzeniowej, jest jej zmysłowość, widoczna zwłaszcza w scenach „obłapiania i całowania” Dziecięcia przez Matkę:

Patrz, jak się chwyta rączkami różanej
Szyje Matuchny swej niepokalanej
[…]
Patrz, jako wzajem Synaczka małego
Panna obłapia i całuje swego.

Stanisław Grochowski, Wzajemne całowanie Matki z Dziecięciem, w: Wirydarz abo kwiatki rymów duchownych o dziecięciu Panu Jezusie, Kraków 1607.

Zmysłowość ta zachowuje ślady poezji miłosnej, sięgając do antycznej w swej genezie (a więc pogańskiej) tradycji sielanki.

Po wtóre, alegoryczne rozumienie przedmiotów znajdujących się w betlejemskiej stajence zostało zepchnięte na dalszy plan lub zupełnie zapomniane, czyniąc miejsce mnóstwu uroczym w swej naiwności rekwizytom: kwiatkom, słowikom, szczygiełkom, pieskom, złotym trzewikom, wianeczkom, grzechotkom, budzącym uśmieszek na twarzy dzisiejszego czytelnika, który powie, że takie obrazy trącą kiczem, na pewno zaś są daleko idącym wypaczeniem prostoty przekazu biblijnego. Mimo tych zastrzeżeń tradycje poezji mistycznej, podtrzymywane dotychczas w środowiskach zakonnych zeszły w końcu na dalszy plan, ustępując miejsca popularnej poezji religijnej, ujawniającej cechy rodzimej kultury ludowej. Pojawiać się zaczęły rękopiśmienne zbiory kolęd, najprzeróżniejsze kancjonały i kantyczki, których repertuar wszedł na stałe do polskiej kultury. Swoista moda na tego rodzaju kolędę, pełną ducha zabawy, tańca, pieszczot, przypada właśnie na czas późnego baroku, kiedy to cenzura kościelna wyparła z rynku księgarskiego świecką literaturę o charakterze ludycznym (łac. ludus – zabawa, rozrywka, igraszka). Elementy ludyczne przetrwały między innymi w poezji bożonarodzeniowej.

Jedną z charakterystycznych jej cech jest wspomniana już zmysłowość. Wirydarz, barokowy poemat o dziecięctwie Jezusa, stoi na granicy dwóch estetyk: alegoryczno-symbolicznej oraz sensualistycznej, która nie próbuje interpretować doznań zmysłowych, po prostu ulegając ich urokowi. Oto przykład teologicznomoralnej wykładni staropolskiego opisu urody cielesnej małego Jezusa:

Stąd me kochanie śliczne i udatne,
Bo ciałko jego białe i szkarłatne
Obiedzie farbie w nim się pomieszały.
Powiem, przecz taki Syneczek mój mały:
Rumianość znaczy, że ogień miłości
Grzeje i pali w nim wszystkie wnętrzności.
Z tej zasię białej i ślicznej postawy
Znajcie niewinność, znajcie, że Bóg prawy.

Stanisław Grochowski, Pierwszy kwiat, w: Wirydarz abo kwiatki rymów duchownych o dziecięciu Panu Jezusie, Kraków 1607.

Jednak opisy cech zewnętrznych cielesnego, a więc ulotnego piękna, stając się składnikiem opowieści o prawdziwej miłości, nie są już złudzeniem, lecz szczęściem. Nabierają nowej wartości. Nawet wykładnia symboliczna przestaje być potrzebna, gdy zmysłowość, będąca doświadczeniem świętych postaci, broni się sama. Tylko taka może być zaproponowana czytelnikowi, by pomóc mu w zakosztowaniu miłości niebiańskiej. W innym kontekście tego rodzaju jakości musiałyby zostać zakwestionowane przez cenzora.

Grupą postaci najbardziej charakterystycznych w pastorałkach są pasterze, jakkolwiek pełnią oni rolę służebną wobec członków Świętej Rodziny. Jako reprezentanci naszego niedoskonałego, choć przecież nie całkiem zepsutego, świata, są ludźmi z krwi i kości. Do ich przedstawienia nie wystarczą stare motywy ewangeliczne snu i przebudzenia przez aniołów. Pasterze, noszący rodzime stroje ludowe, rozmawiają gwarą podhalańską, boją się wilków, jadają kiełbasę z czosnkiem, grywają w karty i narzekają na swoje żony. Wizyta w stajence i spotkanie z Dzieciątkiem to kulminacja fabularna każdej tradycyjnej pastorałki o charakterze dramatycznym. Klimat małej betlejemskiej Arkadii (utraconej krainy wiecznej szczęśliwości, o której pozostaje jedynie marzyć) wyzwala w pasterzach ich wrodzoną dobroć. Dary, które składają Dziecięciu, to mleko, ser, owce, albo też drobne pieniążki, gdyż, jak sami powiadają:

Nędza nas też gryzie zewsząd,
A dochodów nie masz znikąd.

Anonimowy Dialog na Boże Narodzenie z XVII w.

Oprócz złożenia darów, czysto po ludzku wzruszają się na widok ubóstwa, powtarzając słowa współczucia i wzdychając:

Ej, by tu ma żona była,
Byłaby się zapieściła!

Anonimowy Dialog na Boże Narodzenie z XVII w.

Rozwinięta w bożonarodzeniowej poezji jednolita fabuła o Narodzeniu Pańskim jest splotem odmiennych w swej wymowie i stylistyce, choć nie sprzecznych ze sobą, relacji autorów synoptycznych – św. Mateusza i św. Łukasza. Zwięzłą relację Mateusza Łukasz dopełnił opowieścią o spisie ludności, o wędrówce do Betlejem, złożeniu Pierworodnego w żłobie, pokłonie pasterzy i o zastępach anielskich wielbiących Boga słowami Gloria in excelsis Deo. Nakreślony w ten sposób obraz Boga-Człowieka bardzo silnie oddziaływał na wyobraźnię, mieszał się z legendą i utrwalał w dziełach literatury i sztuki.

Jeżeli przypomnimy sobie, że przełom XVI i XVII w. to czas gorących sporów religijnych, wówczas zrozumiemy powód, dla którego poezja bożonarodzeniowa dostarczała tak obfitego pokarmu zmysłom. Włączała się ona – często jak najbardziej świadomie, o czym świadczą wypowiedzi samych poetów, zamieszczane we wstępach do książek – w polemikę z innowiercami, broniąc dogmatu o boskości i człowieczeństwie Jezusa.

Tradycja literacka zapoczątkowana na przełomie XVI i XVII w. była chętnie podejmowana przez późniejszych autorów, zwykle anonimowych albo takich, których nazwiska nic nam dzisiaj nie mówią. Utwory dramatyczne rozbudowały sceny z Herodem, Diabłem i Śmiercią. Pojawiła się postać Żyda, małomiasteczkowego rabina zastępującego uczonych w Piśmie. Przedstawienia jasełkowe uzupełnione zostały śpiewami pieśni, jak choćby słynnej XVIII wiecznej kolędy Bóg się rodzi Franciszka Karpińskiego. Pastorałkowe teksty staropolskie weszły do kanonu literatury XX w., między innymi dzięki chętnie wystawianemu Betlejem polskiemu Lucjana Rydla. Wchodziło ono między innymi w skład repertuaru Teatru Ludowego w Krakowie i było wystawiane regularnie w okresie noworocznym. W latach szczególnie trudnych dla naszej Ojczyzny w szopce betlejemskiej pojawił się jeszcze korowód postaci z historii Polski, przemawiających w duchu patriotycznym.

Pozostaje pytanie, czy jest coś, czego możemy się dzisiaj uczyć od pastorałek. Odpowiedzią niech będzie wiersz księdza Jana Twardowskiego W kropki zielone:

Nie malujcie Matki Bożej w stajence betlejemskiej
stale tylko na niebiesko i różowo
z niebieskimi oczami
ni to ni owo

Tyle było wtedy w Betlejem złotego nieba
aniołów białych w oknie
pstrokatych pastuszków za progiem

Założę się, że ktoś świece zapalił
przed brązowym żłóbkiem
jak czerwoną lampkę przed Bogiem

Osiołek podskakiwał na czarnych kopytkach
wół seplenił w fioletowym cieniu
święty Józef rudych proroków kąpał
w srebrnym strumieniu

Nim Ci Mamusiu – myślał Jezus –
kupią koronę
lepiej Ci w zwykłej szarej bluzce
w kropki zielone.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *