Jan Chrzciciel przeżywa noc wiary. Zmaga się z dręczącymi go wątpliwościami. Posyła do Jezusa wysłanników z pytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. A przecież jeszcze niedawno ten sam Jan zapowiadał z wielką mocą nadejście Wyczekiwanego, któremu trzeba prostować ścieżki, bo już nadchodzi, już jest. Otrzymuje przedziwną odpowiedź Jezusa: „Niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Dobrą Nowinę”.
Uwięziony przez Heroda prorok nie mógł być naocznym świadkiem tych znaków. Jezus, aby umocnić jego wiarę, nie dał prostej odpowiedzi, lecz wezwał posłańców do dania świadectwa: „Idźcie i oznajmijcie Janowi, co słyszycie i na co patrzycie”.
Dzisiaj również Bóg przemawia do nas przez znaki, które staramy się odczytywać. By je zrozumieć, potrzebna jest jednak wrażliwość serca i autentyczna ciekawość, które budzą się na modlitwie i w kontakcie ze słowem Bożym. Pytanie Jana zrodziło się z przeżywanego przez niego dramatu duchowej walki o prawdę. Jan pyta o rzeczy naprawdę ważne, o sprawy fundamentalne, którym on sam poświęcił całe swoje życie, trwając w postach i na modlitwie, narażając się możnym tego świata, a wreszcie oddając życie za prawdę.
Ile z naszych pytań o wiarę zrodziło się w podobny sposób, a ile – przeciwnie – wydaje się raczej znakiem ignorancji wynikającej z obojętności?
Bywa, że nie umiemy się pogodzić z istnieniem tajemnicy. Chcielibyśmy odpowiedzi natychmiastowych i jednoznacznych, sami nie będąc gotowymi cierpliwie i konsekwentnie szukać prawdy. Kto nie otworzy swego serca na prawdę, ten pozostanie w ciemności.
Jezus często, gdy przemawiał do swoich uczniów, kończył wypowiedzi charakterystycznym zwrotem: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Jan Chrzciciel niewątpliwie miał „uszy do słuchania”. Usłyszał, zrozumiał – i uwierzył.